poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 6

Obudziłam się dzisiaj dość wcześnie. Przez niezasłonięte okna przebijały się promienie porannego słońca. Powoli zaczęłam wstawać z łóżka. Podeszłam do okna i zwinęłam rolety. Popatrzyłam na ogród. Otula go mgła znajdująca się przy ziemi. Promienie słońca przebijają się przez chmury. Wygląda to przepięknie. Altanka, stawek, ogólnie wszystko znajdujące się w ogrodzie sprawia wrażenie wyłaniającego się z mgły.
Wzięłam do ręki aparat i zrobiłam zdjęcie temu niecodziennemu widokowi. Odłożyłam go po chwili na półkę i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. 8:08. Ktoś mnie kocha - pomyślałam. Udałam się do łazienki by jak codziennie odprawić codzienną toaletę. Wzięłam chłodny prysznic, który mnie nieco pobudził, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż czyli pomalowałam delikatnie rzęsy - wierzę w wewnętrzne piękno, a nie zewnętrzne. Ubrana w szlafrok poszłam do garderoby. Ubrałam niebieskie rurki, koszulkę na ramiączkach w biało-różowo-niebieskie paski, niebieską materiałową kurteczkę do pasa, niebieskie adidasy za kostkę i niebieski zegarek. Cały zestaw prezentuje się nieźle.
Następną czynnością jest udanie się do kuchni na śniadanie. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Śniadanie najwyższej klasy. Wzięłam przygotowany przez siebie posiłek i poszłam z nim do salonu. Załączyłam sobie telewizor i zaczęłam skakać po kanałach. Stanęło na TVP Polonia - leciały Pokemony. Moja ulubiona bajka z dzieciństwa. Kreskówka jest niby chłopięca, ale ja wprost ją uwielbiałam! Do teraz oglądam dużo bajek.
Oglądając zjadłam w spokoju mój posiłek. Odłożyłam miseczkę do zlewu i postawiłam wodę na kawę. Poszłam do pokoju po słuchawki od telefonu i wróciłam s powrotem na dół. Wsypałam do kubka dwie łyżeczki kawy i zalałam ją wrzątkiem. Razem z kubkiem udałam się do ogrodu.
Usiadłam na schodach. Mimo braku słońca jest ciepło. Rozejrzałam się po ogrodzie. Skromnie mówiąc jest on wielki. Koło domu znajduje się altanka i dużo drzew. Z altanki jest widok na mały staw znajdujący się w kolejnej części ogrodu, nad nim znajdują się dwie ławki. Za nim znajduje się jakby ściana żywopłotowa, w
przerwie między drzewami jest wejście do mojej części ogrodu. Znajduje się tu huśtawka wisząca na łuku
porośniętym bluszcze, dużo drzew i krzesła i mały stolik znajdujący się pod zadaszeniem, taką jakby altanką. Razem z mamą posadziłyśmy tu sporo kwiatów. Jest tu bajecznie.
Nucę sobie pod nosem niektóre wersy piosenki Oli - Obok mnie.
- Nie zważając na nic zawsze będę obok - Liam często powtarzał mi podobne słowa.
Jak widać przeliczył się. Cytat ''Umiesz liczyć ? Licz na siebie'' nie jest chyba taki zły.
- Wznieść się na szczyt prosto jest, gdy masz osobę, która wesprze cię.
On wsparcie miał caly czas. A ja ? Moim jedynym wsparciem byli rodzice, a teraz tylko mama i niektóre osoby z Domu Dziecka. Dlaczego los jest aż tak bardzo niesprawiedliwy ?
 Podniosłam się z miejsca i poszłam odłożyć kubek do zlewu. Wyłączyłam muzykę i odłożyłam słuchawki na stolik w salonie. Założyłam buty i wyszłam z domu, poprzednio zamykając drzwi na klucz. Tak jak obiecałam Alice idę do Dom Dziecka.
- Co dzisiaj w planach ? - zapytałam Emily. Jest ona jego dyrektorem.
- Dzieciaki mają posprzątać w pokojach - poinformowała mnie, posyłając mi delikatny uśmiech.
- Jak posprzątają to mogę ich zabrać do parku ?
- Jasne.
Na tym skończyłyśmy naszą krótką wymianę zdań. Udałam się na górę by im nieco pomóc. Pierwszy pokój do jakiego weszłam należy do Alice i Jenny. Jest on typowo dziecięcy. Jenny trafiła tu pół roku temu, jest w wieku Alice. Ma włosy koloru brązowego i brązowe oczy. Bardzo szybko się przystosowała.
- Jak sobie radzicie? - zapytałam rozglądając się po prawie czystym pokoju.
- Prawie kończymy - odpowiedziała Jenny
- Świetnie. Idę sprawdzić jak reszcie idzie.
Następny pokój należał do Micka i Jackoba. Są braćmi bliźniakami dwujajowymi, mają 17 lat. Jackob jest blondynem z niebieskimi oczami, a
Mick jasnym brunetem z zielonymi oczami.. Trafili tu półtora roku temu. Na początku trudno im się było przystosować, ale teraz jest już dobrze.
- Jak wam idzie ?
- Skończyliśmy - powiedział Jackob, miło sie do mnie uśmiechając.
- To możecie iść pomóc innym.
- Okey - powiedzieli dość niechętnie.
- Jak wszyscy skończą to idziemy do parku. Idziecie z nami ?
- Możemy iść - powiedział Mick.
- Świetnie.
Godzinę później zaczęliśmy sie zbierać do wyjścia.
July
- Ustawcie się dwójkami - powiedziałam zwracając się do dzieci - July i Miley idźcie jako pierwsze, a ja, Jackob i Mick pójdziemy na końcu.
- Tak jest kapitanie - powiedzieli chłopcy zachowując powagę.
- Do tego parku co zawsze ? - zapytała Miley, a ja pokiwałam twierdząco głową.
Dojście poszło nam całkiem sprawnie.
- Co chcecie robić ? - zapytałam gdy znajdowaliśmy się na ternie parku.
- Zagrajmy w berka - zaproponowała Jenny.
- Okey, to kto chce grać w berka ? - większość podniosła rękę - kto łapie?
- My - na ochotnika zgłosili się chłopcy.
Miley
- Liczcie do 20, a my uciekamy - zwróciłam się w stronę reszty.
Rozbiegliśmy się każdy w inną stronę. Zaczęłam biec przed siebie.
- 20 - usłyszałam za moimi plecami.
Zaczęłam biec szybciej. To takie wciągające. Poczułam się jak mała dziewczynka, zawsze z tatą, mamą i Liamem graliśmy w berka. Pamięta emocje towarzyszące tej grze - strach przed złapanie, satysfakcja z wygranej, smutek jak się przegra, rywalizacja, to wszystko powoduje, że gra jest naprawdę fajna nie ważne czy się jest duży czy mały.
Nagle poślizgnęłam się i wylądowałam na ziemi. Zaczęłam się śmiać sama z siebie. Koło mnie pojawili się chłopcy z chytrym uśmiechem na twarzach. Zaczęli mnie łaskotać. Śmiałam się w niebo głosy. Po chwili dołączyli do nich inni.
- Skończcie... Haha... Dość... Haha ... Dość ... haha... Błagam was... - tyle udało mi się wypowiedzieć między napadami śmiechu, ledwo łapie oddech.
Gdy wszyscy ochłonęli, dałam im wolną godzinę dzieląc ich na grupy.
- July zabierz dziewczynki na plac zabaw. Miley idź z chłopcami na lody, Jackob i Mick możecie iść z dziewczynami lub ze mną i Alice oraz Jenny pochodzić po parku.
- Z tobą - powiedzieli bez wahania.
 Dałam Miley banknot 20-funtowy i rozeszliśmy się w swoje strony.
- Możemy iść sobie same pochodzić ? - zapytały dziewczynki.
- Dobrze, ale nie oddalajcie się zbytnio od nas - powiedziałam, a one radośnie pobiegły przed siebie.
- Jak tam w szkole ? - zapytałam chłopaków, a oni zaczęli rozglądać się we wszystkie strony udając, że nie było pytania - aż tak źle ?
- Nie nasza wina, że się na nas uwzięli - powiedział w obronie Mick.
- Przypomnijcie czego się uczycie ?
- Szkoła taneczna - powiedział dumnie Jack.
- I jeszcze was nie wyrzucili ? - nie żeby coś, ale do najgrzeczniejszych to oni nie należą.
- I ty przeciwko nam ? - zaczęli udawać, że płaczą.
- Oj no weź. Jeszcze mają czas by was wyrzucić - przyjacielsko klepłam ich w ramię, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
- A u ciebie jak w szkole ? - zapytał Mick.
- Skończyłam już szkołę - popatrzyli najpierw na siebie potem na mnie, ich miny są przekomiczne.
- Ale jak to ? Już ? Jesteś tylko rok starsza.
- Naukę zaczęłam w wieku pięciu lat. Kończyłam szkołę w grudniu.
- Jakie masz wykształcenie ? - zapytał skołowany Jack.
- Psycholog - poruszyłam zabawnie brwiami.
Naszą zabawną wymianę zdań przerwała Alice.
- Mick pójdziesz z nami na lody ?
- Pewnie - powiedział, a ja dałam mu 5-funtowy banknot.
- Przyjdźcie później na miejsce zbiórki - powiedziałam im gdy odchodzili.
My z Jack'iem ruszyliśmy dalej.
- Co u ciebie ? - zapytał po krótkiej chwili.
- Po staremu, a u ciebie ?
- To co widzisz.
- Jesteście już tutaj dość długo. Jak wam się tu podoba ?
- Nie sądziłem, że ten czas tak szybko zleci. Wszyscy przyjęli nas bardzo ciepło co pomogło nam się zaklimatyzować. Wśród ich wszystkich nie czuje się inny. Wreszcie mamy normalną, nieco dużą rodzinę.
- To co powiedziałeś jest piękne.
- Wiesz to również dzięki tobie nam się to udało. Jako jedna z pierwszych wyciągnęłaś do nas pomocną dłoń, próbowałaś nas zrozumieć. Tak jak wszystkich innych. Nam wszystkim pokazałaś, że mimo nieszczęść możemy być szczęśliwi. Że nigdy nie wolno się poddawać. Ty mimo nieszczęść się nie poddałaś. Dla wielu stałaś się wzorem do naśladowania. Jesteś nie tylko wolontariuszką, opiekunką, ale również przyjaciółką i siostrą - po moich policzkach strugami ciekły łzy.
Nie mogłam się powstrzymać od przytulenia go. Nie sądziłam, że mają o mnie takie zdanie. Nie miałam pojęcia, że można tak o mnie pomyśleć. To takie piękne. Trwaliśmy w uścisku kilka minut nic nie mówiąc. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam w oczach chłopaka również łzy.
- To co powiedziałeś... Było... Nigdy czegoś takiego nie usłyszałam... Wy również jesteście moimi przyjaciółmi... Rodzeństwem ... Dziękuję... Za wszystko... Dzięki wam i mamie udało mi się przetrwać ten ciężki dla mnie okres... Dziękuję... Tego co powiedziałeś nigdy nie zapomnę.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie są to łzy smutku lecz szczęścia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejoo. Oto nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba. Przepraszam, że źle się go czyta, bo jest pisany na innym kompie i dlatego ;x
Muszę również wspomnie, że zdjęcia pomogła mi wybrać Kala ;*

2 komentarze:

  1. Oooo*.* Boski rozdział.. Na końcu aż mi się łezka w oku zakręciła<3 Kocham twojego bloga i twój talent. Z niecierpliwością czekam na nn i dalsze wydarzenia :)
    Ps: Mam nadzieję, że szybciutko dodasz następny:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać zdjęcia wybrała świetne ta "Kala", a rozdział boski jak zawsze<3

    OdpowiedzUsuń