Obudziłam
się dzisiaj dość wcześnie. Przez niezasłonięte okna przebijały
się promienie porannego słońca. Powoli zaczęłam wstawać z
łóżka. Podeszłam do okna i zwinęłam rolety. Popatrzyłam na
ogród. Otula go mgła znajdująca się przy ziemi. Promienie słońca
przebijają się przez chmury. Wygląda to przepięknie. Altanka,
stawek, ogólnie wszystko znajdujące się w ogrodzie sprawia
wrażenie wyłaniającego się z mgły.
Wzięłam
do ręki aparat i zrobiłam zdjęcie temu niecodziennemu widokowi.
Odłożyłam go po chwili na półkę i spojrzałam na zegar wiszący
na ścianie. 8:08. Ktoś
mnie kocha -
pomyślałam. Udałam się do łazienki by jak codziennie odprawić
codzienną toaletę. Wzięłam chłodny prysznic, który mnie nieco
pobudził, umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż czyli pomalowałam
delikatnie rzęsy - wierzę w wewnętrzne piękno, a nie zewnętrzne.
Ubrana w szlafrok poszłam do garderoby. Ubrałam niebieskie rurki,
koszulkę na ramiączkach w biało-różowo-niebieskie paski,
niebieską materiałową kurteczkę do pasa, niebieskie adidasy za
kostkę i niebieski zegarek. Cały zestaw prezentuje się nieźle.
Następną
czynnością jest udanie się do kuchni na śniadanie. Zrobiłam
sobie płatki z mlekiem. Śniadanie najwyższej klasy. Wzięłam
przygotowany przez siebie posiłek i poszłam z nim do salonu.
Załączyłam sobie telewizor i zaczęłam skakać po kanałach.
Stanęło na TVP Polonia - leciały Pokemony. Moja ulubiona bajka z
dzieciństwa. Kreskówka jest niby chłopięca, ale ja wprost ją
uwielbiałam! Do teraz oglądam dużo bajek.
Oglądając
zjadłam w spokoju mój posiłek. Odłożyłam miseczkę do zlewu i
postawiłam wodę na kawę. Poszłam do pokoju po słuchawki od
telefonu i wróciłam s powrotem na dół. Wsypałam do kubka dwie
łyżeczki kawy i zalałam ją wrzątkiem. Razem z kubkiem udałam
się do ogrodu.
Usiadłam
na schodach. Mimo braku słońca jest ciepło. Rozejrzałam się po
ogrodzie. Skromnie mówiąc jest on wielki. Koło domu znajduje się
altanka i dużo drzew. Z altanki jest widok na mały staw znajdujący
się w kolejnej części ogrodu, nad nim znajdują się dwie ławki.
Za nim znajduje się jakby ściana żywopłotowa, w
porośniętym bluszcze, dużo drzew i krzesła i mały stolik znajdujący się pod zadaszeniem, taką jakby altanką. Razem z mamą posadziłyśmy tu sporo kwiatów. Jest tu bajecznie.
Nucę
sobie pod nosem niektóre wersy piosenki Oli - Obok mnie.
-
Nie zważając na nic zawsze będę obok - Liam często powtarzał mi
podobne słowa.
Jak
widać przeliczył się. Cytat ''Umiesz liczyć ? Licz na siebie''
nie jest chyba taki zły.
-
Wznieść się na szczyt prosto jest, gdy masz osobę, która wesprze
cię.
On
wsparcie miał caly czas. A ja ? Moim jedynym wsparciem byli rodzice,
a teraz tylko mama i niektóre osoby z Domu Dziecka. Dlaczego los
jest aż tak bardzo niesprawiedliwy ?
Podniosłam
się z miejsca i poszłam odłożyć kubek do zlewu. Wyłączyłam
muzykę i odłożyłam słuchawki na stolik w salonie. Założyłam
buty i wyszłam z domu, poprzednio zamykając drzwi na klucz. Tak jak
obiecałam Alice idę do Dom Dziecka.
-
Co dzisiaj w planach ? - zapytałam Emily. Jest ona jego dyrektorem.
-
Dzieciaki mają posprzątać w pokojach - poinformowała mnie,
posyłając mi delikatny uśmiech.
-
Jak posprzątają to mogę ich zabrać do parku ?
-
Jasne.
Na
tym skończyłyśmy naszą krótką wymianę zdań. Udałam się na
górę by im nieco pomóc. Pierwszy pokój do jakiego weszłam należy
do Alice i Jenny. Jest on typowo dziecięcy. Jenny trafiła tu pół
roku temu, jest w wieku Alice. Ma włosy koloru brązowego i brązowe oczy. Bardzo szybko się przystosowała.
-
Jak sobie radzicie? - zapytałam rozglądając się po prawie czystym
pokoju.
-
Prawie kończymy - odpowiedziała Jenny
-
Świetnie. Idę sprawdzić jak reszcie idzie.
Następny
pokój należał do Micka i Jackoba. Są braćmi bliźniakami
dwujajowymi, mają 17 lat. Jackob jest blondynem z niebieskimi
oczami, a
Mick jasnym brunetem z zielonymi oczami.. Trafili tu półtora roku temu. Na
początku trudno im się było przystosować, ale teraz jest już
dobrze.
-
Jak wam idzie ?
-
Skończyliśmy - powiedział Jackob, miło sie do mnie uśmiechając.
-
To możecie iść pomóc innym.
-
Okey - powiedzieli dość niechętnie.
-
Jak wszyscy skończą to idziemy do parku. Idziecie z nami ?
-
Możemy iść - powiedział Mick.
-
Świetnie.
Godzinę
później zaczęliśmy sie zbierać do wyjścia.
July |
-
Ustawcie się dwójkami - powiedziałam zwracając się do dzieci -
July i Miley idźcie jako pierwsze, a ja, Jackob i Mick pójdziemy na
końcu.
-
Tak jest kapitanie - powiedzieli chłopcy zachowując powagę.
-
Do tego parku co zawsze ? - zapytała Miley, a ja pokiwałam
twierdząco głową.
Dojście
poszło nam całkiem sprawnie.
-
Co chcecie robić ? - zapytałam gdy znajdowaliśmy się na ternie
parku.
-
Zagrajmy w berka - zaproponowała Jenny.
-
Okey, to kto chce grać w berka ? - większość podniosła rękę -
kto łapie?
-
Liczcie do 20, a my uciekamy - zwróciłam się w stronę reszty.
Rozbiegliśmy
się każdy w inną stronę. Zaczęłam biec przed siebie.
-
20 - usłyszałam za moimi plecami.
Zaczęłam
biec szybciej. To takie wciągające. Poczułam się jak mała
dziewczynka, zawsze z tatą, mamą i Liamem graliśmy w berka.
Pamięta emocje towarzyszące tej grze - strach przed złapanie,
satysfakcja z wygranej, smutek jak się przegra, rywalizacja, to
wszystko powoduje, że gra jest naprawdę fajna nie ważne czy się
jest duży czy mały.
Nagle
poślizgnęłam się i wylądowałam na ziemi. Zaczęłam się śmiać
sama z siebie. Koło mnie pojawili się chłopcy z chytrym uśmiechem
na twarzach. Zaczęli mnie łaskotać. Śmiałam się w niebo głosy.
Po chwili dołączyli do nich inni.
-
Skończcie... Haha... Dość... Haha ... Dość ... haha... Błagam
was... - tyle udało mi się wypowiedzieć między napadami śmiechu,
ledwo łapie oddech.
Gdy
wszyscy ochłonęli, dałam im wolną godzinę dzieląc ich na grupy.
-
July zabierz dziewczynki na plac zabaw. Miley idź z chłopcami na
lody, Jackob i Mick możecie iść z dziewczynami lub ze mną i Alice
oraz Jenny pochodzić po parku.
-
Z tobą - powiedzieli bez wahania.
Dałam
Miley banknot 20-funtowy i rozeszliśmy się w swoje strony.
-
Możemy iść sobie same pochodzić ? - zapytały dziewczynki.
-
Dobrze, ale nie oddalajcie się zbytnio od nas - powiedziałam, a one
radośnie pobiegły przed siebie.
-
Jak tam w szkole ? - zapytałam chłopaków, a oni zaczęli rozglądać
się we wszystkie strony udając, że nie było pytania - aż tak źle
?
-
Nie nasza wina, że się na nas uwzięli - powiedział w obronie
Mick.
-
Przypomnijcie czego się uczycie ?
-
Szkoła taneczna - powiedział dumnie Jack.
-
I jeszcze was nie wyrzucili ? - nie żeby coś, ale do
najgrzeczniejszych to oni nie należą.
-
I ty przeciwko nam ? - zaczęli udawać, że płaczą.
-
Oj no weź. Jeszcze mają czas by was wyrzucić - przyjacielsko
klepłam ich w ramię, a po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.
-
A u ciebie jak w szkole ? - zapytał Mick.
-
Skończyłam już szkołę - popatrzyli najpierw na siebie potem na
mnie, ich miny są przekomiczne.
-
Ale jak to ? Już ? Jesteś tylko rok starsza.
-
Naukę zaczęłam w wieku pięciu lat. Kończyłam szkołę w
grudniu.
-
Jakie masz wykształcenie ? - zapytał skołowany Jack.
-
Psycholog - poruszyłam zabawnie brwiami.
Naszą
zabawną wymianę zdań przerwała Alice.
-
Mick pójdziesz z nami na lody ?
-
Pewnie - powiedział, a ja dałam mu 5-funtowy banknot.
-
Przyjdźcie później na miejsce zbiórki - powiedziałam im gdy
odchodzili.
My
z Jack'iem ruszyliśmy dalej.
-
Co u ciebie ? - zapytał po krótkiej chwili.
-
Po staremu, a u ciebie ?
-
To co widzisz.
-
Jesteście już tutaj dość długo. Jak wam się tu podoba ?
-
Nie sądziłem, że ten czas tak szybko zleci. Wszyscy przyjęli nas
bardzo ciepło co pomogło nam się zaklimatyzować. Wśród ich
wszystkich nie czuje się inny. Wreszcie mamy normalną, nieco dużą
rodzinę.
-
To co powiedziałeś jest piękne.
-
Wiesz to również dzięki tobie nam się to udało. Jako jedna z
pierwszych wyciągnęłaś do nas pomocną dłoń, próbowałaś nas
zrozumieć. Tak jak wszystkich innych. Nam wszystkim pokazałaś, że
mimo nieszczęść możemy być szczęśliwi. Że nigdy nie wolno się
poddawać. Ty mimo nieszczęść się nie poddałaś. Dla wielu
stałaś się wzorem do naśladowania. Jesteś nie tylko
wolontariuszką, opiekunką, ale również przyjaciółką i siostrą
- po moich policzkach strugami ciekły łzy.
Nie
mogłam się powstrzymać od przytulenia go. Nie sądziłam, że mają
o mnie takie zdanie. Nie miałam pojęcia, że można tak o mnie
pomyśleć. To takie piękne. Trwaliśmy w uścisku kilka minut nic
nie mówiąc. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam w oczach
chłopaka również łzy.
-
To co powiedziałeś... Było... Nigdy czegoś takiego nie
usłyszałam... Wy również jesteście moimi przyjaciółmi...
Rodzeństwem ... Dziękuję... Za wszystko... Dzięki wam i mamie
udało mi się przetrwać ten ciężki dla mnie okres... Dziękuję...
Tego co powiedziałeś nigdy nie zapomnę.
Rozpłakałam
się jeszcze bardziej. Nie są to łzy smutku lecz szczęścia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejoo. Oto nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba. Przepraszam, że źle się go czyta, bo jest pisany na innym kompie i dlatego ;x
Muszę również wspomnie, że zdjęcia pomogła mi wybrać Kala ;*
Oooo*.* Boski rozdział.. Na końcu aż mi się łezka w oku zakręciła<3 Kocham twojego bloga i twój talent. Z niecierpliwością czekam na nn i dalsze wydarzenia :)
OdpowiedzUsuńPs: Mam nadzieję, że szybciutko dodasz następny:*
Muszę przyznać zdjęcia wybrała świetne ta "Kala", a rozdział boski jak zawsze<3
OdpowiedzUsuń